Wykraczając poza zwyczajność

Prolog

Wiara, nadzieja i miłość – trzy filary życia, z których największą jest miłość. Choć prawdziwą miłość tak trudno odnaleźć, to właśnie ona nadaje sens każdemu doświadczeniu, a nadzieja – ta, która umiera ostatnia – pozwala iść naprzód nawet w najciemniejszych chwilach.

Ta książka opowiada o prawdziwych wydarzeniach. To nie fikcja, lecz zapis uczuć i myśli autorki, które prowadziły ją przez pół wieku – przez chwile szczęścia i rozpaczy, wiary i zwątpienia. To świadectwo serca, które uczyło się kochać mimo ran i które wciąż wierzy, że miłość jest najcenniejszym darem,ale najważniejsze jest to ,abyśmy pokochali samych siebie.

Część I – Początek drogi

Część II – Za murami klasztoru

Część III – Decyzja o wolności 

Część IV – Refleksje

 

Rozdział I– Ucieczka w powołanie

Miałam siedemnaście lat i serce rozpalone miłością do Stwórcy. Tak przynajmniej tłumaczyłam sobie i innym swoje marzenia o życiu zakonnym. W głębi duszy wiedziałam jednak, że to nie tylko powołanie. To także pragnienie ucieczki

Dom, w którym dorastałam, nie był tym wymarzonym miejscem ciepła i bezpieczeństwa. Mama – dobra, lecz surowa – trzymała mnie twardą ręką,starsza o rok siostra,oraz młodsza siostra były traktowane inaczej ze względu na wiek i temperament,jak to mama tłumaczyła.

Tata – wiecznie zajęty pracą – wydawał się być tylko cieniem, człowiekiem, który wracał do domu zmęczony i odgrodzony od emocji niewidzialnym murem.

Starsza o rok siostra,była inna. Choroba, której nikt nie chciał do końca nazwać, sprawiała, że często zachowywała. się jak socjopatka. Krzyki, awantury, obrażanie – to była codzienność.Druga o 6 lat młodsza ode mnie siostra ,była dobrym kompanem do zabaw i wygłupów,ale poważniejsze rozmowy jeszcze ją przerastały Rodzice, zamiast stawiać granice, ulegali wybuchom najstarszej córki.Pozwalali jej na wszystko ,jakby bali się, że inaczej dom zupełnie rozpadnie się w chaosie.

– Znowu zaczyna…

– myślałam, słysząc trzask drzwi i kolejną kłótnię .Chowałam wtedy głowę w poduszkę, modląc się, by hałas zamilkł.Czasem marzyłam o zupełnie innym życiu 

– o własnym domu, o mężu, o gromadce dzieci. Ale te marzenia gasły, gdy tylko myślałam o tym, jak wygląda moja własna rodzina. Czy ja sama potrafiłaby stworzyć coś lepszego? Czy nie powiela bym błędów matki i ojca?

Dlatego zaczęłam coraz częściej myśleć o klasztorze. O murach, które miałyby mnie odgrodzić od awantur. O ciszy, która zastąpiłaby wrzaski siostry. O wspólnych modlitwach, które przykryły by pustkę emocjonalną w domu.

„To jest powołanie” – powtarzałam sobie. Ale w sercu brzmiało to raczej jak: „To jest ucieczka”.

Od roku należałam do Oazy. To tam, pośród gitar, śpiewu i spotkań w dusznych salach katechetycznych, czułam się przez chwilę częścią czegoś większego. Ksiądz, który prowadził grupę, był inny niż większość kapłanów, jakich znała. Młody, z powołaniem, ale jednocześnie wesoły, z poczuciem humoru, potrafił rozmawiać z młodzieżą jak równy z równym.

Gdy opowiadał o Bogu, młode serca biły szybciej. Patrzyłam na niego i czułam w sobie mieszaninę podziwu i czegoś, czego nie potrafiłam nazwać. Może to była naiwna miłość siedemnastolatki? Może tylko pragnienie, by ktoś wreszcie mnie zauważył?

– Każdy z was jest ważny w oczach Pana – powtarzał ksiądz, a ja wierzyłam w to bezgranicznie.

W głębi duszy marzyłam, by choć raz spojrzał na mnie dłużej, by dostrzegł mnie nie tylko jako „szarą myszkę z ostatniej ławki”. Byłam skromna, cicha, zawsze chowająca się w cieniu bardziej przebojowych koleżanek i kolegów.

Oni rozmawiali z księdzem swobodnie, żartowali, brali udział w dyskusjach. Ja milczałam,właśnie dlatego postanowiłam zrobić coś, co wszystkich zaskoczy. Zaimponować im – i jemu. Skoro ksiądz wybrał taką drogę, skoro oddał życie Bogu, to może i ja powinnam? Może wtedy wreszcie ktoś na mnie spojrzy inaczej – z uznaniem, z podziwem.

„Jeśli powiem, że chcę iść do zakonu… nie będę już tylko nikim” – myślałam.

Tamtego wieczoru, po spotkaniu oazowym, wróciłam do domu. W kuchni słychać było podniesione głosy rodziców i kolejny wybuch siostry.Cicho przeszłam do swojego pokoju i usiadłam przy biurku. Wpatrywałam się w obrazek Matki Bożej zawieszony nad łóżkiem.

– Maryjo… pomóż mi – wyszeptałam– Chcę żyć inaczej. Pragnę być bliżej Boga. 

Tamtej nocy miałam niezwykły sen w którym Chrystus jak żywy przyszedł do mnie w szatach zakonnych pobłogosławił mnie w milczeniu,ale w duszy słyszałam wyraźnie jego głos 

-Joanno,pójdź za mną.

Następnego dnia, zebrałam się na odwagę. Podeszłam do mamy, która akurat haftowała w salonie.

– Mamo… – zaczęłam niepewnie. – Chciałabym ci coś powiedzieć.

– Słucham – mama spojrzała na mnie spod oka, nie odkładając robótki 

– Myślę… myślę, że Pan Bóg mnie wzywa. Chcę wstąpić do zakonu.Robótka na chwilę zawisła w powietrzu. W pokoju zapadła cisza, przerywana tylko tykaniem zegara. Mama odłożyła pracę spojrzała na mnie uważnie.

– Do zakonu? – powtórzyła powoli. – Poczułam, jak moje serce wali jak młotem. To był moment prawdy.

Mama długo milczała, jakby ważyła każde słowo. W końcu westchnęła głęboko i odłożyła haft.

– Wiesz, córeczko… zawsze pragnęłam, żebyś była szczęśliwa – powiedziała cicho. – Jeśli naprawdę czujesz, że Pan Bóg cię wzywa, nie będę ci tego bronić,ale czy to dla Ciebie ,czy potrafisz żyć w zamknięciu

-Ty taka radosna ,pełna życia.

-Ale mamo ten klasztor,który wybrałam nie jest taki jak nasze, polskie, gdzie siostry w czarnych habitach chodzą z ponurymi minami. 

Tam-wskazałam na kolorowy plakat, który kilka dni wcześniej młodsza siostra przyniosła mi z parafii

 – tam siostry wyglądają inaczej. Spójrz.

Na plakacie rzeczywiście widniała grupa zakonnic. Ich habity były białe, tylko z przodu miały czarne szkaplerze. Ale to nie stroje robiły największe wrażenie. To uśmiechy. Siostry promieniały radością, jakby życie zakonne było dla nich przygodą, a nie ciężarem.

– Widzisz? – dotknęłam plakatu palcem. – One są szczęśliwe. Nie wyglądają jak więźniarki, ale jak kobiety, które odnalazły swoje miejsce.

Mama patrzyła w milczeniu, chłonąc obraz uśmiechniętych twarzy. 

– Poza tym – mówiłam dalej z lekkim błyskiem w oku – wiesz, że jest szansa, by Polki mogły tam pojechać na kilka lat, a potem wrócić? To byłby pierwszy taki wyjazd od trzystu lat. Rozumiesz, mamusiu? mogłabym być jedną z pierwszych!

– Pierwsza po wiekach– wyszeptała mama.

– Tak – jej córka odnowicielką tego klasztoru. To coś wielkiego

-Byłabyś kimś ważnym. Nie tylko zwykłą dziewczyną z naszego osiedla, ale pionierką.

W oczach mamy pojawił się blask,zawsze marzyła o synu kapłanie,a ,że Bóg obdarował ja trzema córkami,to czemu ,by nie pozwolić, chociaż jednej z nich służyć mu.

-Jeżeli tak czujesz dziecko, że to Twoja droga i ten wyjazd Cię uszczęśliwi,masz moje błogosławieństwo -powiedziała mama.Ale pamiętaj życie w klasztorze jest ciężkie. to nie zabawa,to decyzja na całe życie 

-Zdaję sobie z tego sprawę mamo. Odparłam z ulgą w sercu i uczuciem ,że to co jeszcze przed chwilą było tylko pragnieniem ucieczki, nagle nabrało nowego sensu. 

-Nie tylko uda mi się uciec od domowych awantur, ale stanę się częścią czegoś historycznego. Kto wie, może naprawdę zostanę kimś.

Na kolejnym spotkaniu oazowym nie mogłam się skupić na śpiewie ani na modlitwie. Słowa pieśni rozbrzmiewały w salce katechetycznej, gitarzyści brzdąkali radośnie, a ja czułam, jak serce tłucze się w piersi. Wiedziałam, że muszę mu powiedzieć.

Po spotkaniu podeszlam do księdza. Stał oparty o framugę drzwi, rozmawiając jeszcze z kilkoma chłopakami z grupy. Gdy wreszcie został sam, zebrałam się na odwagę.

– Proszę księdza… – zaczęłam niepewnie.

– Tak, słucham cię – odpowiedział z ciepłym uśmiechem.

– Ja… ja myślę, że Pan Bóg mnie wzywa. Chcę wstąpić do zakonu.

Ksiądz spojrzał na mnie uważnie, jakby chciał upewnić się, czy dobrze usłyszał.

– Do zakonu? – powtórzył powoli. – To bardzo poważna decyzja.

Spuściłam wzrok, bawiąc się palcami jak dziecko przyłapane na czymś zakazanym.

– Widziałam plakat… siostry tam są takie radosne, a ich habity białe, nie takie ponure jak u nas. 

 – Głos drżał mi z przejęcia. – Chcę iść tą drogą.

Ksiądz zamilkł na chwilę, a potem odłożył brewiarz na stół i spojrzał mi prosto w oczy.

– Wiesz, że zakon to nie tylko uśmiechy z plakatu? – zapytał łagodnie. – To codzienna modlitwa, wyrzeczenia, posłuszeństwo. To czasem samotność. 

– Wiem… ale właśnie tego chcę-odpowiedziałam. 

Ksiądz uśmiechnął się lekko, był wzruszony moim zapałem.Czuł nawet lekką dumę,że jego uczennica z lekcji religii,oraz podopieczna z Oazy, wybiera drogę powołania zakonnego.

– Skoro czujesz, że Pan cię wzywa, będę się za ciebie modlił. Ale pamiętaj – powołanie to nie ucieczka od problemów. To odpowiedź na głos serca.

Słowa zabrzmiały poważnie, ale w jego spojrzeniu była łagodność.W tamtym momencie poczułam, że właśnie tego potrzebowałam – nie tylko błogosławieństwa, ale i uznania.

Gdy wracałam tego wieczoru do domu, w głowie miałam tylko jedną myśl:

„On mi uwierzył I zobaczył we mnie światło “

-Rozdział II – Decyzja

Październik 1990 roku. właśnie skończyłam osiemnaście lat.

Czułam, że to nie przypadek,pełnoletność i decyzja, która mogła odmienić całe moje życie, przyszły w tym samym czasie.

Tego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Długo poprawiała włosy przed lustrem, a w sercu czuła mieszaninę strachu i ekscytacji. Jechałam na spotkanie z opatem klasztoru braterskiego, do którego należało zgromadzenie sióstr. To on miał zadecydować, czy pojadę na nowicjat za granicę.

Kiedy wreszcie znalazłam się w klasztorze, prowadzona,szerokim korytarzem o kamiennych ścianach, serce waliło mi jak młotem. Czułam zapach kadzidła i chłód starych murów.

Opat Jan przyjął mnie w gabinecie pełnym książek i starych mebli. Siwe włosy, poważne oblicze, spokojny ton – już sam jego widok wzbudzał respekt.

– No, dziecko – odezwał się łagodnie. – Powiedz, z czym przychodzisz.

Odetchnęłam głęboko.

– Ojcze, ja… ja pragnę wstąpić do zgromadzenia sióstr. Chcę wyjechać tam, gdzie prowadzą nowicjat. A potem wrócić do Polski, jak to jest w planach. Chciałabym pomóc założyć nowy dom żeński, pierwszy od trzystu lat.

Opat patrzył na mnie uważnie, a w jego oczach błyszczało coś pomiędzy zdziwieniem i podziwem.

– Wiesz, co to znaczy, moja córko? – zapytał powoli. – To nie zabawa. Nowicjat to próba ognia. Nie tylko modlitwa i pieśni, ale i cisza, posłuszeństwo, samotność. Czy naprawdę jesteś gotowa?

Mocno zacisnęłam dłonie na kolanach, ale głos miałam pewny:

– Jestem gotowa. Chcę zostawić wszystko i pójść za Panem.

Przez chwilę opat milczał. Wreszcie skinął głową.

– Skoro tak… porozmawiamy z przełożoną siostr.Jeśli Pan Bóg rzeczywiście cię prowadzi, droga stanie przed tobą otworem.

W tamtej chwili poczułam, że ziemia usuwa mi się spod nóg – ale nie ze st

rachu. To był dreszcz szczęścia. Moja decyzja została potraktowana poważnie...

Przeczytaj nasze aktualności

W tym miejscu dzielimy się inspiracjami, wskazówkami i historiami, które pomogą Ci zrobić pełny użytek z naszych usług. Niezależnie od tego, czy szukasz pomocnych wskazówek, podstawowych informacji, czy spojrzenia zza kulis: wszystko to znajdziesz tutaj. Regularnie publikujemy nowe artykuły, więc miej oko na bloga, aby uzyskać aktualizacje i nowe spostrzeżenia.